sobota, 2 marca 2013

Piramida


Tego dnia, kiedy runęły ostatnie budynki ostatniego z miast z nieba spadł deszcz, którego krople były ciężkie i lodowate. Mieszkańcy pozbawieni schronień stali bezwładnie wymachując rękoma niczym małpy, nadzy i bezbronni, szukając w głowach wspomnień o miejscach bezpiecznych, pachnących spokojem. Woda była sroga, zmywała więc nie tylko brud i ciepło z ciał ludzi, ale uderzając coraz silniej w ich czaszki poczęła zmywać także wspomnienia lat sielanki. Na lata te składały się dni, których wtedy nie potrafili należycie przytrzymywać, słowa, które wypowiadali nie zwracając uwagi na wielość ich znaczeń i wreszcie same znaczenia, ukryte w gestach powtarzanych każdego ranka. W płucach ludzi wzrastały niepokoje, w głębiach ich oczu wylęgały się dziecięce lęki, by powoli wyczołgiwać się w kierunku światła. Chcąc znaleźć ucieczkę przed deszczem, a znajdując spojrzeniem jedynie prochy miast, w porywie rozpaczy ludzie zaczęli chować się jedni pod drugimi, biorąc na ramiona słabszych i bezbronnych, wypychając ich w górę, w kierunku stracenia, aż utworzyli piramidę sięgającą nieba, na której szczycie płakały dzieci.