Zobaczyłam morze
przez okno małego domu, w którym postanowiłam zamieszkać pewnego lata. Zamykam oczy, gdy przypominam sobie, jak mnie przywołało. Nie wiem,
który z żywiołów jest najsilniejszy, mogę jednak powiedzieć z całą pewnością,
że woda jest najwierniejszym kochankiem, ogień wytrwałym wrogiem, powietrze jest
pełnią życia a ziemia ciemnością śmierci. Rozebrałam się i pobiegłam do wody,
by na przemian tonąć i odradzać się w głębinach zatoki. Pieszczona z
namaszczeniem przez fale rozchylając usta połykałam morze, pozwalałam roślinom bawić się moimi włosami, stopy moje zatapiały się coraz głębiej w ziemię, palce
wydłużały się. Piasek, który dostawał się pod paznokcie wchodził coraz głębiej
pod skórę, by wreszcie znaleźć się w moich żyłach. Wymieszany z krwią zastygał. Paznokcie otoczone muszelkami zmieniały kształt,
by upodobniać się do towarzyszy.
Kiedy wyszłam z
wody zobaczyłam na brzegu ludzi pokrytych łuską, a ich ciała oblepione piaskiem
wiły się bezwładnie. Woda była blisko, oni jednak nie mogli jej
dosięgnąć. Patrzyli przed siebie zahipnotyzowani. Skierowałam się w
stronę domu jednak już po kilku krokach nogi ugięły się pode mną. Bezsilna dusiłam się powietrzem, gdy piasek oblepiał łuski pokrywające moje ciało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz